Uwaga!

Kursor stworzono na profilki.pl

środa, 27 maja 2015

Od Amigo C.D. Diany

Zdziwiłem się lekko, ale postanowiłem tego nie okazywać.
- Nie ma problemu… – mruknąłem niepewnie. Ale Diana chyba tak nie uważała. Pomyślałem, że trzeba przenieść rozmowę na inne tory.
- Czym się interesujesz? – zapytałem.
- Eee… Niczym konkretnym. Lubię śpiewać i wyć.
- Ja też! – ożywiłem się – Ale teraz jest to nie na miejscu…
- Niestety. Co jeszcze lubisz?
- Muzykę. I historię, i spacery, i sztukę przetrwania – wyrzuciłem z siebie. Na dźwięk tego ostatniego Diana skrzywiła się. 
Chyba nie miała dobrych skojarzeń z ekstremalnymi wędrówkami po górach…
Posiedzieliśmy jeszcze trochę i stwierdziłem u siebie samego dziwną rzecz. Długo myślałem, że kocham Dianę, i chce mieć z nią szczeniaki. 
Zdusiłem westchnięcie.
- Mówiłaś, że nie lubisz większości psów – zagadnąłem. – Też tak kiedyś miałem. W dzieciństwie wychowywały mnie psy Północy, które już miały szczeniaki. 
Tamte maluchy to były malamuty, husky… Nie lubiły mnie – wyjaśniłem – bo byłem owczarkiem. Było we mnie coś dzikiego, czego one, wychowane przez ludzi, nie miały.
- Tak… – zamyśliła się. Nagle jednak oczy jej zabłysły.
- Słuchaj… – zaczęła.- Fajnie się spędza z Tobą czas… I ja… wiesz… ee… zależy mi na Tobie…
 Uśmiechnąłem się. Chciałem coś powiedzieć, ale nie powiedziałem. Zamiast tego krzyknąłem:
- Diana, uważaj!
Odwróciła się i zobaczyła wilka biegnącego prosto na nas. Krzyknęła:
- Amigo, uciekaj!
- No chyba cię coś! Nie ma mowy!- odpowiedziałem.
- Proszę Cię! – jęknęła. Wilki były coraz bliżej. Nagle jeden z nich rzucił się na Dianę…
Diana wrzasnęła coś niezrozumiałego, kiedy skoczył na nią wilk. Przeraziłem się i rzuciłem na napastnika. Wbiłem mu kły w nogę, zawył.
- Spokojnie, jakoś to będzie – wymamrotałem przez zaciśnięte zęby. Jednak po chwili zobaczyłem, że wilków jest więcej. 
„Albo i nie” – dokończyłem w myślach. Na chwilę zwolniłem uścisk i wgryzłem się w krtań przeciwnika. 
Wprawdzie do mojej nogi przyczepił się inny wilk, ale nie zważałem na nic. Po kilkunastu sekundach ten, który zaatakował Dianę
, spuścił łeb. Sprawdziłem, czy na pewno nie żyje. Z ulgą stwierdziłem, że tak. Ale jednocześnie rzuciło się na nas całe stado. 
Przestałem cokolwiek widzieć, za to zacząłem gryźć na oślep, byle tylko się bronić. Dianę tymczasem udało się uwolnić.
- Uciekaj! Poradzę sobie! – wydarłem się.
- Na głowę upadłeś?! – samica zaatakowała dzikie psy od tyłu. Po kilku minutach z prędkością światła gnaliśmy w kierunku lasu,
 ścigani przez ostatnie dwa wilki. Parę razy zawracaliśmy, żeby trochę powalczyć, i znowu biegliśmy przed siebie. 
W pewnym momencie zauważyłem, że Diana jest coraz bardziej wyczerpana i zaczyna zwalniać. Mi to nie groziło, ale zmartwiłem się o nią.
- Dasz radę jeszcze trochę? – spytałem z nadzieją. Spojrzała na mnie wycieńczonymi oczami.
- Ile?
- Z pół kilometra – odparłem niepewnie. W tym momencie wilczyca definitywnie zemdlała ze zmęczenia.
 Możliwie bez zatrzymywania zawróciłem i podjąłem walkę z ostatnim już napastnikiem.
- O co wam chodzi właściwie?! – wycedziłem.
- Mamy swoje powody.
Gryźliśmy się jak wariaci, kątem oka obserwowałem Dianę. Nagle zaczął padać śnieg, co porządnie utrudniło bójkę. 
Ledwo widziałem swojego wroga przez zasłonę śniegowych płatków. Wreszcie potknąłem się. Upadając, byłem pewien, że to koniec.
 Zagryzie mnie. Jednak nie, usłyszałem wycie, a pod sobą poczułem wilczą sierść. Zwaliłem z nóg przeciwnika, chyba coś mu złamałem. 
Gwałtownie odskoczyłem. Odsunąłem się trochę.
- Mój kręgosłup! – jęknął.
- Ups! – uśmiechnąłem się. Szybko dobiegłem do niego i bez namysłu zadałem ostateczny cios. Wilcze cielsko osunęło się na mnie. Natychmiast podszedłem do samicy.
Z trudem zaciągnąłem ją do swojej jaskini i czekałem, aż się wybudzi. Kiedy wreszcie to nastąpiło, spojrzała na mnie wpółotwartymi oczami.
- Dziękuję- wyszeptała.


Byłem pewny, kogo kocham. Byłem pewny, na kim mi zależy. Była to Diana. Dlatego, bo… bo ją kocham, jesteśmy razem i niewiem co bym zrobił jakby jej nie było..…


- Amigo?- spytała niepewnie.


- Tak?- powiedziałem strzelając brwią.


- Kocham cię…- wyszeptała..


-A myślisz, że ja Ciebie też Kocham? Jak tak myślisz to zgadza się..


Wstałem i podszedłem do niej. Nasze nosy się zetknęły. Wiedziałem, że Diana to ta jedyna…


Uśmiechnęła się szeroko. Przytuliłem ją. Tej nocy spaliśmy niewiele, dopiero nad ranem oczy i pyski wreszcie nam się zamknęły.


Gdy się obudziłem, przypomniałem sobie o bardzo ważnej kwestii w partnerstwie.


- Diano, będziemy mieć szczeniaki?


- Amigo, marzę o tym- powiedziała radośnie.


- Czyli… mamy szczeniaki?- zapytałem niepewnie.


- Oczywiście!- krzyknęła z jeszcze większą radością.


***Jakiś tydzień później***


Wstałem późno. Diana już się obudziła. Postanowiłem z nią porozmawiać... .


- Amigo?- zaczęła pierwsza.. Musiałem ją wysłuchać...


- Tak?


- Bo wiesz… ja… ee…


- Wiem, że chcesz coś powiedzieć. Mów śmiało.


- Amigo… ja jestem w ciąży.


- Super! – zawołałem.


Byłem bardzo szczęśliwy. Szczeniaki! Puchate, szare kuleczki wielkości ludzkiej pięści! Taaaaakie słodziaśne maleństwa… Kocham szczenięta! Już zacząłem wymyślać imiona. Monsun dla samca, dla samiczki Doris ... Mniejsza z imionami!


- Fajnie, że się cieszysz – uśmiechnęła się .


- Jak je nazwiemy, ile ich będzie, kiedy się urodzą, wiesz już coś? – zarzuciłem ją pytaniami. Zamyśliła się. – Bo ja bym chciał jak najwięcej – dodałem.


- Jeszcze nie wiem… Chyba trzy… ale jeszcze nie wiem…


- Trzy?! Super!- ucieszyłem się.


- Wiem- powiedziałam z uśmiechem.


<Diana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz